W tym rozdziale omówimy wszystkie sprawy związane z pochówkiem zmarłego począwszy od momentu śmierci i przygotowania zwłok do pochówku, poprzez poprowadzenie konduktu żałobnego, uroczystości pogrzebowe, aż po samą stypę (lub Tryznę).
Polskie prawo zezwala (o ile śmierć nie nastąpiła wskutek choroby zakaźnej) na przetrzymywanie zwłok w domu do 72 godzin, czyli przez trzy doby. Jest to dokładnie czas, w którym nasi przodkowie osobiście szykowali zmarłego do pochówku. Jeśli zamierzasz zlecić to osobom trzecim (np. firmie pogrzebowej, co również się zdarzało i jest dopuszczalne), pomiń ten krok.
Poniższe czynności historycznie wykonywały najbliższe osoby, jak rodzina i przyjaciele zmarłego. Należy im więc te instrukcje zawczasu przekazać. Najlepiej zorganizować warsztaty na ten temat w swoim oddziale, oraz rozdać poniższe instrukcje na piśmie, ponieważ czas odgrywa tutaj szczególną rolę.
Kiedy ktoś w domu zmarł należało natychmiast obudzić domowników (w tym dzieci). Wierzono bowiem, że dusza odłącza się od ciała podczas snu i że zmarły mógłby inaczej takiego śniącego zabrać ze sobą do krainy zmarłych.
Wierzono, że duch zmarłego przed odejściem w zaświaty obmywa się w wodzie jaka jest dostępna w domu. Zatem należało wylać każdą wodę, która stała w domu przez noc. Wypicie takiej wody sprowadza śmierć w ciągu roku.
Celowo ustawiano obok nieboszczyka wodę jako rodzaj pokarmu, bądź właśnie dla oczyszczenia duszy.
W domu zasłaniano też wszystkie zwierciadła, aby się w nim przypadkiem nie odbił wizerunek zmarłego. Symboliczne zduplikowanie obrazu nieboszczyka miałoby bowiem spowodować, że kolejny, tym razem fizyczny trup z najbliższej rodziny wkrótce pojawi się w domu.
Jeśli w domu był zegar to się go zatrzymywało. Argumentowano to tym, że zegar zaburza spokój zmarłego. Potem ta praktyka rozszerzyła się podobno na inne hałasujące sprzęty elektroniczne, jak radio czy telewizor.
Zmarłego należy najpierw umyć wywarem z ziół zebranych na Święto Mokoszy, lub po prostu ciepłą wodą.
Historycznie na naszych terenach układano zmarłego na podłodze na tzw. “długiej słomie” zbóż prymitywnych (np. Żyta krzycy, dorastającego nawet powyżej 2m). Ponieważ obecnie nie wszyscy mieszkamy na wsi i tego typu podkład nie dla każdego będzie dostępny, warto zdać sobie sprawę z tego, że nasi przodkowie kładli swoich zmarłych na tym co mieli. Na słomie grochowej, skórze owczej (skórą do nieboszczyka), czy nawet na rozsypanym popiele. Kawałek prześcieradła, lub ręcznik też w zupełności wystarczy, jeśli będzie się prezentował godnie, będzie czysty, bez dziur i ofiarowany z szacunkiem. Zdajmy sobie przy tym sprawę, że później zostanie on spalony/pochowany wraz ze zmarłym.
Ubieramy zmarłego zgodnie z jego wolą, jeśli jakąś pozostawił. Jeśli życzył sobie buty, ale nie pasują na niego, to wkładamy mu je do trumny obok niego. Historycznie chowało się jednak nieboszczyka bez butów, w skarpetach.
Zmarłego ubierano w specjalnie w tym celu szyte, długie, białe, lniane koszule, przy których nie wolno było zrobić węzła (ponieważ węzeł był magiczny). Nitki nie wolno było przecinać zębami, żeby nie wypadły, a igłę trzeba było zmarłemu zostawić w trumnie, żeby sobie mógł w zaświatach koszulę połatać.
Zmarłego nie wolno przewiązywać w pasie - szczególnie niczym czerwonym.
Podczas ubierania mówi się do zmarłego po imieniu np. "Józefie, daj rękę to Ci koszulę nałożę!" Ma to przyspieszyć ustąpienie stężenia pośmiertnego.
Po ubraniu zmarłego przykrywano płachtą i tak czekał do trzeciego dnia, kiedy to wkładano go do naprędce skleconej trumny i wynoszono na cmentarz (lub do spalenia).
Wszystko o co zmarły mógłby się upomnieć - do czego był szczególnie przywiązany.
Historycznie wkładano np.:
Ogień w formie ogniska, świecy, lampy olejnej itp. rozpala się przy zmarłym po to, aby złe duchy odpędzić, duszę zmarłego ogrzać i/lub drogę jej oświetlić. Historycznie do rozpalania przy zmarłym była zarezerwowana liczba trzech świec i nie rozpalało się tej liczby w innych okolicznościach, żeby śmierci nie sprowadzić.
Tak jak wcześniej przygotowujemy naczynie z wodą dla duszy do umycia się, tak teraz, potrzebuje ona ręcznika, lub kawałka płótna celem wytarcia się do sucha. Ręcznik wieszamy symbolicznie na krześle, żeby było wiadomo do czego służy.
Warto położyć chociaż chleb i alkohol obok zmarłego (miód z chlebem zamiast alkoholu obok dziecka, lub mleko obok dziecka zupełnie maleńkiego). Dać nazajutrz po pogrzebie to jadło odwiedzającemu gościowi, lub żebrakowi. Dusza będzie miała z tego taki pożytek jakby sama to jadła - choćby i kto to zjadł przypadkiem.
Przed wyprowadzeniem zwłok przygotowywano dla gości poczęstunek. Każdy kto przyszedł i zmówił modły za zmarłego ten mógł liczyć na skromny poczęstunek. Typowo wódkę i zakąskę.
Ostatnia noc przed pogrzebem zmarłego ma szczególne znaczenie. Wtedy krewni i znajomi spotykają się na wspólne czuwanie przy ciele.
Czuwanie jest tu o tyle istotne, że podczas snu dusza wędruje poza ciało i taki wędrujący ryzykował, że zmarły pociągnie go ze sobą w zaświaty.
*Śpiewnik pogrzebowy - patrz dodatek nr. Xyz na końcu tej publikacji.
Zwyczajem Słowian - a zwłaszcza kobiet słowiańskich - było głośne, często gwałtowne zawodzenie nad zmarłym.
Wołały np. wdowy: “Oj biednaż ja, biedna sierota! Jakże ja osierociała!”
Często już tuż po śmierci męża wybiegały z chaty, głośno zawodząc, po czym zbiegały się do niej sąsiadki z okolicy, żeby zawodzić już wspólnie.
Zawodzenie miało na celu ulżyć duszy zmarłego.
Bywało i tak, że z wielkim płaczem krewni i znajomi rzucali się na trumnę zmarłego, ściskając ją i całując.
Na wschodzie zdarzało się w ogóle wynajmowanie “płaczek”, które idąc w pochodzie wychwalały jego cnoty i zasługi.
Płacze się w domu nad trumną przed wyniesieniem ciała, potem podczas pochodu żałobnego, a także podczas samego pogrzebu.
Płaczą wszyscy bliscy krewni, a kobietom wypada osobliwie i gwałtownie zawodzić.
Jest to nawet w dobrym tonie (poczytuje się to za obowiązek), a gdyby płaczu miało nie być, lub go było mało, to cała wieś miałaby to za złe!
Ciekawym przykładem zawodzenia jest swoiste wypominanie zmarłemu podczas uczty pogrzebowej, że nas opuścił. Pytając czego mu brakowało i wymienianie tego wszystkiego co po sobie zostawił, począwszy od małżonki, a skończywszy na zwierzętach domowych i drobiu.
Bywało to zmarłemu wypominane jeszcze przez miesiąc, gdy małżonka przychodziła w tym celu na grób o wschodzie i zachodzie słońca.
U Słowian południowych zawodzenie przybrało formę poezji podsumowującej życie zmarłego.
Uwaga: Głośny, wręcz teatralny płacz u Słowian jest raczej uważany za rytualną czynność pogrzebową a nie objaw żalu. Sama uroczystość pogrzebowa miała bowiem niejednokrotnie charakter pogodny i wesoły!
Nie zawodzono za to już po uroczystości pogrzebowej, aby umarłemu dać spokój.
Co zaś się tyczy samych łez, to nie powinny one padać na zmarłego, aby zarówno jemu, jak i płaczącym nie działa się szkoda. Lepiej zmarłych całować niż ich łzami obciążać.
Jeśli łza padła na ciało zmarłego, to płaczący mógł od tego umrzeć.
Mówiono, że jeśli zbyt długo opłakuje się zmarłego po śmierci, to w końcu przyjdzie z dzbanami łez prosząc, aby zaprzestać płaczu. W ogóle łzy miały zmarłego obciążać, powodować jego dyskomfort (moczyć go) i przeszkadzać mu w odejściu w zaświaty.
Aby symbolicznie odpuścić zmarłemu przewiny należy dotknąć trumny dłonią lub czapką na pożegnanie. Jeśli się tego nie uczyni, może wrócić i się mścić.
Przy wynoszeniu trumny z domu, na progu lub na oknie, ostrzem w stronę pola, siekierę położyć, aby złe do domu nie wlazło.
Opcjonalnie można dwie siekiery w ziemię drzewcem skrzyżowane wbić i trumnę ze zmarłym nad nimi przenieść, aby nie powrócił.
Trumny gwoździami nie zbijać, bo będą po śmierci zmarłego kłuły. Lepiej zbić ją kołkami osikowymi, bo to drzewo władzę ma nad zmarłymi.
Pierścieni też nie dawać (chyba, że woskowe) do trumny zmarłemu, ani butów podkutych. Bo wszystko co się szybko nie rozłoży to będzie go trzymać na świecie.
Widać tu echa dawniejszego obrządku całopalnego, gdzie zmarłego ciało na ziemi po spaleniu trzymać nie mogło!
Sypanie Zboża to rytuał ochronny, mający obłaskawić zmarłego, względnie dać mu zajęcie, jak to ma miejsce w przypadku sypania maku, gdzie zmarły musi wyzbierać wszystkie ziarenka zanim zacznie robić cokolwiek innego.
Ziarno (dowolne zboże) sypie się zależnie od regionu:
A najpopularniejsze było:
Żeby nieboszczyk kogoś ze sobą nie zabrał i nie wrócił, zwłoki przy wynoszeniu trzeba ustawić nogami do przodu. Takoż samo trzeba postępować ze zwłokami psów (bo podobno mogą za sobą pociągnąć inne psy).
Woda uważana była za żywioł chroniący przed zmarłym. Zatem symbolicznie używano wody po umyciu zwłok w ten sposób, że po wyniesieniu zmarłego, wylewano ją przed domem, tuż ją za konduktem żałobnym. Tworzono w ten sposób symboliczne jezioro dla zmarłego, którego, gdyby chciał wrócić, nie wolno mu było przejść. Oblewano też wodą zwykłą i święconą, min.
Z kolei w drodze na miejsce pogrzebowe wody (przekraczania ciał wodnych, np. rzek) unika się, aby duszy na tym świecie nie zatrzymać.
Naczynie z którego wylano wodę należy rozbić, żeby dusza się do niego nie przywiązała. Sam akt tłuczenia naczyń ma w sobie właściwości odpędzające.
Rozbić naczynie można w dowolnym momencie po wyniesieniu zwłok, przed domem, na drodze, czy na skraju wsi. Także rzucić pod powóz, aby je rozjechał. Kawałki naczynia zdarzało się rzucać do potoku.
Można opcjonalnie zakopać naczynie wraz z wodą w całości.
Ponieważ pod progiem swego czasu chowano, (dla szybszego odrodzenia w przechodzącej kobiecie) zmarłe dzieci, oraz porońce, to przyjęło się, że to miejsce magiczne, gdzie mieszkają duchy.
Pierwotnie aby utrudnić zmarłemu powrót do domu, wynoszono trumnę oknem, a z braku okien robiono inny otwór - np. dziurę w ścianie. Później zachowywano ten sposób dla śmierci nienaturalnej.
Nieco bardziej współcześnie wykonalnym zwyczajem zdaje się być trzykrotne stuknięcie (a kiedyś nawet upuszczenie) trumną u wyjścia z izby, lub na progu domostwa mówiąc “pokój temu domowi!”. Łączono to niekiedy z powiadomieniem wszem i wobec o śmierci gospodarza. Bywało, że powiadamiano o tym żywy inwentarz.
Po co stukano:
Zaraz po wyniesieniu zwłok z domu należy otworzyć wszystkie drzwi i okna, takoż skrzynie, szafki i szuflady i w ogóle wszystko co się na zamek zamyka. Dlatego to należy uczynić, aby dusza, jeśli się gdzieś zawieruszyła i ktoś ją przypadkiem gdzieś zamknął, mogła teraz podążyć za ciałem. Gdyby została zamknięta, to straszyłaby w domu nawet do czasu aż kto kolejny by umarł i mogłaby się zabrać z następnym konduktem żałobnym.
Za to gdy kondukt żałobny odjedzie poza gospodarstwo, należy wszystko pozamykać na głucho, a drzwi można dodatkowo przewiązać czerwonym materiałem, aby dusza nie wróciła.
Aby zwierzęta nie pomarły, wraz ze śmiercią starego gospodarza, jego dziedzic powinien obejmując gospodarstwo w posiadanie pójść czym prędzej między nie i im to oznajmić, aby tak jak on nie zasnęły snem wiecznym. Bydło (o ile to możliwe ) wypędzało się z obory, a pszczoły w ulach poruszało trzykrotnym stuknięciem kijka w pasiekę. Bywało i tak, że obchodzono gospodarstwo z trumną i stukano trzykrotnie o katafalk przy każdym przystanku, aby oznajmić każdemu z trzymanych tam stad, że ich pan nie żyje.
Ludowe formuły jakie się zachowały to:
Czasami między zwierzęta wieści niósł krewny gospodarza.
Onegdaj zwłoki wożono saniami (dopiero później wozami), które służyły od razu za katafalk, oraz które to później na miejscu pochówku porzucano. Być może echo to tego, że wcześniej jeszcze razem z umarłym palone były.
Sanie zaprzęgano w woły (nie krowy, bo by nie mogły urodzić i by mleka nie dawały), ani w konie, bo by taki koń już nie mógł potem pary młodej na wesele zawieźć. Samochody rzecz jasna, jako martwy przedmiot, są na urok zmarłego odporne.
Ponieważ dusza może się gdzieś w domu zaplątać, to na wszelki wypadek wóz trzykrotnie rusza, a potem staje i cofa się na powrót do miejsca skąd ruszył. W ten sposób daje się duszy do zrozumienia, że już czas najwyższy wybrać się w podróż za ciałem i ma na to aż trzy okazje. Następnie powinno się na miejsce pogrzebowe jechać względnie powoli i ostrożnie, żeby duszy nie zakłócić spokoju. Wobec koni nie wolno używać bicza.
Co do samego przejścia na miejsce pogrzebowe to zwyczaje bardzo mocno się od siebie różnią.
Typowo za otwartą trumną na wozie, saniach, lub za osobami niosącymi trumnę między sobą na krajkach lub ręcznikach, szedł pochód śpiewający pieśni żałobne. Bywali wynajmowani muzycy i płaczki stosownie do zamożności.
Ogólnie chodziło o to, żeby zmarłego w sposób uroczysty przenieść na cmentarz.
Osoby, które zmarły w stanie wolnym należało poślubić po śmierci. W tym celu na trumnę dawało się wianek, a na miejsce pogrzebowe niosły osoby stanu wolnego płci przeciwnej, które potem przez cztery tygodnie nosiły żałobę. Uznawano ich potem za “wdowy” i “wdowców” po zmarłym.
Typowo zapewne pochód zatrzymywał się ze zmarłym przy pierwszym rozstaju poza wsią (szczególna rola rozstaju w kulturze słowian - wskazywanie duszy drogi do zaświatów), gdzie na skutek chrystianizacji obecnie stoją krzyże przydrożne i kapliczki. Tam też wygłaszano mowę pożegnalną, która typowo zawierała przeprosiny bliskich w imieniu zmarłego dla wszystkich zebranych i prośbę o odpuszczenie win i uraz. Znamienne, że w kulturze Słowian właśnie na rozstajach życzliwi mogli zbłąkanym duszom zapalić ogień, aby poprowadzić je do zaświatów.
Bywało to często zrytualizowane i tekst był dla danej społeczności typowy i powszechnie znany. Np. krewny mówił:
“Dusza ta Was prosi, abyście jej darowali i przebaczyli wszystko w co Wam złego uczyniła, wszystkie jej wedle Waszego uznania winy i krzywdy wasze, jakieście mogli od niej doznać. Czy jej przebaczacie? Czy jej tego nie pamiętacie?”
Zebrani wszyscy razem odpowiadają wyuczony tekst:
“Nie pamiętamy tej duszy tego co nam złego uczyniła! Nie chowamy urazy!”
Taki obrządek mógł się względnie odbyć również przed domem, albo już na miejscu pochówku. Z tym, że na miejscu pochówku często żegnano powtórnie.
Barwa czarna na Słowiańszczyźnie jako oznaczająca kolor żałoby przywędrowała z Niemiec do Czech w połowie XVI wieku i stamtąd dopiero rozprzestrzeniła się wypierając kolor biały.
Pierwotnie strojem żałobnym była biała lniana szata, lub narzuta (chusta) narzucana na odzienie. Wierzono, że duchy chodzą w bieli. Zdarzało się też wywracać na znak żałoby szaty na lewą stronę i unikać ozdób. Unikano w czasie żałoby zwłaszcza koloru czerwonego. U mężczyzn przewijało się też chodzeniem bez czapki do czasu pogrzebu, a u kobiet rozpuszczanie włosów.
Potem zwyczaj mocno zróżnicował się regionalnie.
Noszono go różnie. Albo tylko do pogrzebu, trzy dni, 40 dni, rok, a nawet rok i sześć tygodni (tyle ile dusza przebywała na ziemi).
U Serbów np. ciężka żałoba twała 4 tygodnie, a po najbliższych krewnych należało ją zachowywać przez rok.
Jechanie że zwłokami na wozie nie ma jednolitej praktyki. Jedni zabraniają w ogóle na wozie jechać nawet woźnicy i musi on prowadzić konia piechotą za uzdę, aby jaka klątwa nań nie spadła.
Inni wszystkie dzieci z wioski sadzają, aby zmarłego dobrze zapamiętały i śmierci się nie bały.
Jeszcze inni płaczki, lub bliską rodzinę sadzają. Jest tu więc całkowita dowolność. Co do jazdy np. Karawanem wydaje się to nie mieć znaczenia.
Kasza była przez ludzi używana wcześniej od chleba. Zatem ma specjalny status jako pokarm obrzędowy. U Słowian jest to szczególnie kasza jaglana, gdyż nasi przodkowie szczególnie chętnie siali proso.
Niosło się ją także przed orszakiem pogrzebowym, co na terenie Polski zostało później wyparte przez niesienie chleba. Na Rusi zwyczaj pozostał dłużej.
Ze szczątkowych przykładów można sądzić, że muzyka pogrzebowa była swego czasu praktykowana przy użyciu bębnów i rogów, ale zwyczaj ten dalece wymarł zwłaszcza na południowo-zachodniej Słowiańszczyźnie. Częściowo zastąpiono to później dzwonami, które miały tę samą funkcję ochronną.
W trakcie niesienia zwłok, oraz w trakcie jak dzwonią dzwony dla umarłego (względnie jak grała orkiestra) trzeba się było czasowo wstrzymać od przyjmowania pokarmów, aby zęby nie bolały i nie próchniały - względnie, aby trupem nie cuchnęło potem z ust..
Zmarłego chowano z nogami skierowanymi na wschód, tak aby mógł symbolicznie oglądać wschodzące słońca. Wynikało zapewne to z silnego kultu słońca wśród Słowian, a być może i pełniło funkcję ochronną.
Aby zmarły mógł spocząć w pokoju trzeba trzykrotnie rzucić ziemię na trumnę. W niektórych regionach zabraniano tego czynić bliskim zmarłego, aby nie pomarli.
Ciekawostka: Na Wołyniu koniecznie wypowiadano podczas tego po trzykroć życzenie: “Niech Ci ziemia lekką będzie”.
Jest to praktyka mająca znaczenie ochronne przed odwiedzinami zmarłego.
Przystrajanie grobu kwiatami ma korzenie jeszcze pogańskie i spotykane jest dość powszechnie. Ponadto potrafili Słowianie wtykać w groby nawet po 5-6 latach w celach ochronnych małe (10-12cm), czarne (owinięte czarnym papierem, lub pomalowane) krzyżyki - często po kilka sztuk. Przy czym krzyżyk miał wtedy znaczenie bardziej pierwotne, niezwiązane bezpośrednio z wiarą Chrystusową.
Sądzili też na grobach bylicę boże drzewko, stokrotki, róże polne, piwonie, barwinek, brzozę, topolę, lilie, rutę, lipę. Sadzili też drzewa owocowe, aby ludzie zbierając owoce wspominali zmarłego. Złym uczynkiem było takie drzewo zrąbać i nim palić.
Widać tu echa tego jak mogły powstawać święte gaje.
Drzewem cmentarnym, ze względu na swój wygląd, był Cis. Używano go z tego powodu do okadzania bydła. (Welesowe drzewo, i Weles jako Bóg bydlęcy. Okadzano na 3 króli, czyli pod koniec cyklu obrzędowego Szczodrych Godów, w czas pełni pory ciemnej.) Sypano też igliwiem z cisu podłogę w pomieszczeniu gdzie leżał zmarły, oraz sypano nim za orszakiem pogrzebowym, aby zmarły nie wrócił do domu.
Krzewem cmentarnym, sadzonym często na grobach, był zaś bez. U nas wierzono, że w korzeniach bzu mieszkają demony i nie należy go ranić, znieważać, a tym bardziej wycinać, żeby się nie przebudził i człowieka nie przeklął. Klątwa objawiała się “przekręceniem”, czyli odbierało człowiekowi mowę i obezwładniało prawą rękę (przypuszczalnie wylew).
Cierniste rośliny (np. Róże) sadziło się celem stworzenia symbolicznej bariery dla duchów. Czy aby zło nie miało dostępu do zmarłego, czy aby zmarły nie wstał i nie niepokoił żywych.
Warto zwrócić uwagę, że ciernie miały znaczenie symboliczne także palone i używano ich podczas palenia czarownic. Zapewne, aby dusza tak spalonej czarownicy nie uczyniła zebranym szkody. Ciernie stanowią więc magiczną przeszkodę dla duchów.
Kwiatów z cmentarza nie wolno rwać, aby nie zakłócać spokoju nieboszczykowi. Nie wolno ich nawet wąchać, żeby węchu nie stracić.
Podczas jazdy na miejsce pogrzebowe, gdyby się który koń wiozący zwłoki obejrzał, to znak, że śmierć najbliższa się wydarzy w tamtym kierunku. To samo się tyczy woźnicy.
Przemowę nad zwłokami kończono słowami: “Teraz idźcie do domu. I nie oglądajcie się!”
Gdyby się kto obejrzał mógłby ściągnąć na siebie śmierć.
Często wybierano też inną drogę powrotną, aby zmylić zmarłego i na pewno w trakcie całego pogrzebu się za siebie nie obrócić.
Po pogrzebie trzeba się było oczyścić za pomocą żywiołów ognia i wody. Co najmniej używano kropidła z wodą, a często też okadzano za pomocą kadzidła, ogniska, lub żarzących się węgli. W naszym wypadku powinno wystarczyć standardowe oczyszczanie w kręgu.
Świętowit, Weles, Marzanna, Swarni, Rod, Perun (zwłaszcza jeśli zmarły był wojownikiem), Mokosz
Historycznie dzielono się na cmentarzu z ubogimi chlebem i kaszą. Jak się ktoś zaplącze, to na pewno warto poczęstować go chlebem.
Poczęstunek na grobie miewał z reguły formę raczej symboliczną i ograniczał się do chleba, sera i alkoholu. Warto więc wypić (ci co nie prowadzą), zakąsić i trochę też zostawić zmarłemu, zapalając znicz. Po czym odejść nie oglądając się za siebie na miejsce Stypy
Ucztę pogrzebową odbywało się czasem przed, ale częściej jednak po pogrzebie.
Na ucztę szykowało się kołacze i różnego rodzaju bułeczki.
Podczas stypy również często rozdawano jedzenie ubogim.
Ucztę wyprawiano ponieważ wierzono, że dusza zmarłego potrzebuje pokarmów (był duchem obecny na uczcie), oraz, aby zachować dobrą pamięć o zmarłym. W tym samym celu przeprowadzano dwa razy do roku Dziady.
Uczty pogrzebowe częstokroć odbywały się z tego powodu właśnie na grobach.
W Słowiańskiej tradycji świętowanie śmierci przodka nie ograniczało się jednak tylko do samej biesiady. Tzw. “Tryzna”, bo takiego określenia używano na te obchody, oznaczała jeszcze ponadto igrzyska i zapasy i rytualne tańce, po których dopiero następowała sama uczta, którą nazywano “Strawą”.
Co najmniej w rok po pierwszej Stypie czyniono zaś kolejną, już bez pierwotnego rozmachu. (Dusza przebywała na ziemi nawet rok, więc ta druga to było pewnie właściwe pożegnanie!)
Częstym zwyczajem było jednak urządzanie uczt dla duszy w 3, 7, 9, 30, 40 dniu, po pół roku i w rok po śmierci. Działo się tak, gdyż są to dni mające symbolicznie magiczną liczbę.
Na uczcie podawano m.in.:
A jeśli było więcej dań:
Ogólnie uczta była przeważnie bardzo obfita!
Podczas stypy zostawia się dla nieboszczyka wolne miejsce przy stole zastawione jadłem i napojem.
Jeśliby zmarł kto stanu wolnego, to stypa zamienia się w “niebieskie wesele” na którym to dom lub karczmę przyozdabia się jak na zwykłe wesele, sprasza się wszystkich młodych co nieśli trumnę, śpiewa i tańczy.
W ogóle zdarzało się naszym przodkom tańczyć na stypach. Zwłaszcza jak kto młodo owdowiał.
Bywało tak, że tak jak przy innych uroczystościach rodzinnych stypa potrafiła się przeciągać kilka dni, a nawet tydzień. Wtedy jednak w kolejnych dniach taka impreza była już składkowa.
Śpiewnik pogrzebowy do przekopiowania do dodatku:
Śpiewanie przy zmarłym pełni funkcję ochronną, tj. odpędza złe moce. Pieśni śpiewa się począwszy od momentu jak ciało zmarłego jest już umyte i ubrane ustawione na widok dla gości, poprzez czuwanie, pogrzeb, aż do stypy włącznie
*Zmarły człowiecze, z tobą się żegnamy,
Przyjmij dar smutny, który ci składamy.
/Trochę na grób twój porzuconej gliny,
Od twych przyjaciół, sąsiadów, rodziny./bis
Powracasz w ziemię, co matką twą była,
Teraz cię strawi, niedawno żywiła!
/Tak droga każda, którą nas świat wodzi,
Na ten ubity gościniec wychodzi./bis
Niedługo, bracie, z tobą się ujrzymy!
Jużeś tam doszedł, my jeszcze idziemy;
/Trzeba ci było odpocząć po biegu,
Ty wstaniesz, boś tu tylko na noclegu./bis
Boże, ten zmarły w domu Twym przebywał,
U stołu Twego jadał, Ciebie wzywał.
/Na Twej Litości polegał bezpieczny:
Daj duszy jego odpoczynek wieczny./bis[1]
Żegnam cię, mój świecie wesoły,
już idę w śmiertelne popioły.
Rwie się życia przędza, czas mnie w grób zapędza.
Bije pierwsza godzina.
Żegnam Was, rodzice kochani,
znajomi krewni i poddani.
Za łaskę dziękuje, z opieki kwituje.
Bije druga godzina.
Żegnam Was, mili przyjaciele,
mnie pod głaz czas grobowy ścieli.
Już śmiertelne oczy sen wiecznie zamroczy.
Bije trzecia godzina.
Żegnam Was, królowie, książęta,
cieszcie się w swem życiu, panięta.
Ja służyć nie mogę, wybieram się w drogę.
Bije czwarta godzina.
Żegnam Was, mitry i korony,
czekajcie swoich rządców, trony,
ja w progi grobowe zniżyć muszę głowę.
Bije piąta godzina.
Żegnam Was, pozostali słudzy,
tak moi, jako też i drudzy.
Idę w śmierci ślady bez waszej porady.
Bije szósta godzina.
Żegnam was, przepyszne pokoje,
już w wasze nie wejde podwoje.
Już czas mej żałobie dał gabinet w grobie.
Bije siódma godzina.
Żegnam was, pozostałe stroje,
już o was bynajmniej nie stoję.
Mól – będzie posłanie, robak – kołdrą stanie.
Bije ósma godzina.
Żegnam was, wszystkie elementa:
żywioły, powietrze, ptaszęta.
Już was nie zobaczę, w dół grobowy skaczę.
Bije dziewiąta godzina.
Żegnam was, niebieskie planety,
do swojej musze dążyć mety,
innym przyświęcajcie, mnie dokonać dajcie.
Bije dziesiąta godzina.
Żegnam was, najmilsze zabawy,
wewnętrzne powierzchowne sprawy.
Już nie wolno będzie jeść, pić na urzędzie.
Bije jedenasta godzina.
Żegnam was, godziny cukrowe,
momenta i dni kanarowe.
Już zegar wychodzi, i dech nie zawodzi,
do wiecznego spania śmierć dusze wygania.
Bije dwunasta godzina.
“Już mnie głowa boli, śmierć za piecem stoi”
“Już idę do grobu smutnego, ciemnego
Gdzie będę przebywać aż do dnia sądnego
Gdzie możni królowie kości swe składają
Książęta, panowie w proch się obracają
W tę podróż odchodzę, nie biorąc nic z sobą
W postaci okrytej śmiertelną żałobą
Tylko cztery deski, licha ciemna szata
To cała wysługa mizernego świata
Już słońce i księżyc świecić mnie przestaną
Robactwo, zgnilizna tu przy mnie zostaną
W jaskinie podziemne śmierć wszystkich ukryła
Tożsamo i ze mną nędzna uczyniła”
Dusza z cieła wylecieła,
Na zielonej łące stałe -
Stawszy silno, barzo rzewno zapłakałe.
K ni przyszedł święty Piotr, a rzekujęcy:
"Czemu, duszo, rzewno płaczesz?" -
Ona rzekłe:
"Nie wola mi rzewno płakać,
A ja nie wiem, kam siem podzieć".
Rzekł święty Piotr je:
"Podzi, duszo moje miła!
Powiedę cie do rejskigo,
Do krolestwa niebieskiego".
(Wersja zreinkulturowana)
Wyleciała dusza z ciała,
Na zielonej łące stała,
Stojąc, głośno, bardzo rzewnie zapłakała,
Przyszedł do niej Weles i powiedział:
“Czemu duszo rzewnie płaczesz?”
Ona rzekła:
“Nie chcę wcale rzewnie płakać,
ale nie wiem gdzie się podziać.”
Rzekł jej Weles:
Chodź, duszo moja miła!
Powiodę Cię do Wyraju,
Do wiecznie zielonego kraju!”
Wszystkie gospodynie wyganiają świnie,
Ino moja Kasia śpi.
Trzeba by mi trzeba siedmiu pacholików,
Żeby mi ją podnieśli.
Kaś ty Janie widział, żebyś przebudzić miał?
Takie twarde zaspanie!
Jużci twoja Kasia na wieki zasnęła
Już do ciebie nie wstanie.
Zmarły człowiecze
Zmarły człowiecze, z Tobą się żegnamy,
przyjmij dar smutny, który Ci składamy,
Trochę na grób Twój porzuconej gliny,
Od Twych przyjaciół, sąsiadów, rodziny.
Oj Maćku
1. We wsi nie w miasteczku
Był tam sławny Maciek;
Sławnego nazwiska
Był głośny pijacek.
Ej, dobrze z Maćkiem było,
Bo nam wódki kupił,
Tylko to niescanście,
Skórę zonce łupił.
2. Idzie Maciek przez wieś,
Pałecka za pasem;
A skoro zabłądzi,
Zahuka se casem.
Ej, dziwują się ludzie
Na co Maciek chory,
Ze nie był juz w karcmie
Przez ćtyry wiecory.
3. Karcmarz z karcmarecką
Bardzo się frasują,
Panu jegomości
Za karcmę dziankują.
Ej juz karcmę porzucą,
Do roli się wrócą,
Maćka im nie stało,
Piwo im skwaśniało.
4. I wywieźli Maćka
Na samej środek wsi;
Zesły się do niego
Z całej wsi kumecki.
Dyć płacmy i załujmy
Wsyscy tego Maćka;
Juz nie badziem mieli
Takiego pijacka.